No dobra, trochę to dziwne, ale jak jesteśmy w różnych miejscach, szczególnie po raz pierwszy, to lubimy sobie byle kiedy chwycić za telefon, włączyć dyktafon, zamknąć oczy i zapisać to, co słyszymy.

Wracamy potem często do tych dźwięków, do gwaru ulic, w naszym małym mieszkaniu nagle unosi się zapach kawy, stukają filiżanki, ktoś gra na akordeonie, ktoś krzyczy, głośno się śmieje, trąbi na nas, gdy biegniemy boso, błądząc między wąskimi uliczkami.
Bardzo chcieliśmy, by ten film miał to wszystko.
Bo to jest taki film, którego najpierw trzeba posłuchać.

Oni pokazali nam Rzym, który dobrze znali, miejsca, do których wracają, uliczki, którymi przechodzili już pewnie setki razy. Zbiegaliśmy całkiem sami po pustych Schodach Hiszpańskich, było grubo po północy, a my chcieliśmy zobaczyć to wszystko jeszcze dziś, już teraz, zaraz.
Gdyby nie swój ślub, na który nas zaprosili, pewnie nigdy byśmy się nie poznali.
Najpierw byliśmy razem z nimi w super pięknych i ważnych momentach, by potem przenieść się do miejsca, gdzie to wszystko się zaczęło. Dzięki temu mamy idealną, spójną całość. I mamy ten film.

Natalka, Kuba, dzięki za Wasz czas, każdą jedną historię, którą nam opowiedzieliście przy każdej kolejnej butelce wina.
Dzięki za najlepsze lody, tiramisu i prawdziwą rzymską pizzę.
Za wszystkie te chwile.